362.

I tak kończy się lato. Pomimo jeszcze trzech tygodni do kalendarzowej jesieni i niespotykanego o tej porze upału. Jutro dzień przejściowy, jakby z litości podarowany wszystkim, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości nadchodzących z wrześniem obowiązków. Liczę na kontynuację lata w mieście. Trochę bardziej uporządkowanym w związku z powrotem do domów, szkół i pracy. To było pierwsze lato bez dalszych wyjazdów. I jakoś nie odczuwam żalu z tego powodu. Patrząc na wakacyjne relacje, nie chciałabym tam być. Od kilku lat wyjazd w terminach, gdy duża część społeczeństwa może mieć wolne, musi być koszmarem. Tłok i kolejki. Lepsza sytuacja finansowa połączona z powszechnym brakiem myślenia rodaków odstrasza mnie skutecznie od spotkań z nimi. W zamian wolę spotkania z tymi, których znam i przeważnie lubię. Nawet jeżeli z pobłażliwością patrzę na ich brak czasu. Zmiana mentalna nie zawsze jest możliwa. Zapędziliśmy się i zapętliliśmy jako ludzkość. Trudno o refleksję nad życiem, jego sensem i priorytetami. Nie zmienię tego, ale nie zamierzam się dostosować. Będę się trzymać własnej drogi i tego zdrowego egoizmu.

361.

Założyłam, że jest zimno i będzie padać. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca. Chmury i brak słońca. To wszystko. Postanowiłam „ponicnierobić”. Książka skończona. Ponad 100 kanałów w TV łącznie z promocyjnie odkodowanymi i nic do obejrzenia. Odtwarzacz DVD odmówił posłuszeństwa, więc filmu nie dało się włączyć. Nawet sąsiadka dziś nie krzyczy na dzieci. Musiała wyjechać. Wszystko milczy. Zastanawiałam się nad drzemką, ale już za późno. Przeczekuję nie prowokując. To w sumie strasznie ciężka praca. Siedzę w ciszy. W oddali słychać tylko stłumiony odgłos samolotu i szczekające psy. Miasto jakby zamarło. To niespotykane. Na co czeka?

360.

Wczoraj upadł pomnik generała Berlinga. Często jeździłam obok niego na rowerze. To już kolejny pomnik w mieście, który doświadczył zmiany historycznej. Najpierw zniknęli „Czterej śpiący” (świetne miejsce spotkań na Pradze Północ), potem pomnik w Parku Skaryszewskim. Może niezbyt piękny, ale jednoznacznie określający to miejsce, a teraz on. Jestem przeciwniczką niszczenia pomników. Bo to historia. A naród, który nie pamięta swojej historii, nie ma przyszłości. Zrzucenie pomnika, nie zmieni historii. Historii należy uczyć. Mądrze i prawdziwie, a nie tak jak w danym momencie pasuje władzy. Za słabo znam historię aby bronić lub potępiać kogokolwiek jednoznacznie. Ale wiem, że mój dziadek, który został z całą rodziną wywieziony na Sybir pierwszym transportem 10-go lutego 1940, przeszedł z 1 Dywizją im. T. Kościuszki cały szlak bojowy drugiej wojny od Lenino do Berlina. Będąc tam, gdzie był mógł trafić akurat do tej armii, a nie innej. Nie był żadnym bohaterem, tylko zwykłym żołnierzem. To on był wśród tych, którzy wyzwalali ziemie Polski. W towarzystwie, którego dziś już nie nazywa się wyzwolicielami. Ale innych wtedy nie było. Alianci, generał Anders i inni prawdziwi wg dzisiejszych kryteriów wyzwoliciele byli daleko i długo jeszcze trzeba by było na nich czekać. Tak więc, tych ziem nie wyzwolili alianci, ani żołnierze wyklęci. I jeszcze jedno – za jakiś czas będą burzone pomniki stawiane przez tych, którzy teraz burzą.