„Nikt nie wydaje się bardziej obcy niż ktoś, kogo się kiedyś kochało”
[Erich Maria Remarque]
Szalenie to prawdziwe. Aż do bólu.
„Nikt nie wydaje się bardziej obcy niż ktoś, kogo się kiedyś kochało”
[Erich Maria Remarque]
Szalenie to prawdziwe. Aż do bólu.
Najdłuższe dni w roku. Tę porę roku lubię najbardziej. Jasno, ciepło, tyle można jeszcze zrobić po powrocie z pracy. Aż szkoda iść spać skoro zmrok zapadł tak niedawno. A jednocześnie w te dni jest mi najsmutniej. Uświadamiają mi, że jestem zamknięta w swojej klatce, przypominają mi moją samotność, to że na spacer muszę iść sama i dlatego nie będzie on długi i wieczorny. Mogę usiąść na balkonie i wsłuchiwać się w usypiające miasto, ale tam też będę sama. W świetle dnia mogę udawać, że wszystko jest w porządku, że jestem pogodzona z rzeczywistością. Ale nocą, stojąc ze sobą samą twarzą w twarz, nie ma innej możliwości niż uznać prawdę.
Tydzień w Portugalii. Od południa do północy i jeszcze kawałek hiszpańskiej Galicji Santiago de Compostela. Lizbona podobała mi się najmniej. Ma oczywiście piękne miejsca, ale ja wolę oglądać mniejsze miasta lub krajobrazy bez miast.
Potem już było coraz piękniej. Koniec świata, czyli Cabo da Roca,
Sintra z letnią rezydencją królewską,
Obidos – miasto zamknięte w murach obronnych, z wiśniową nalewką podawaną w czekoladowych kieliszeczkach.
Porto na stromych brzegach rzeki i piwnica porto. Wino wzmacniane gronowym spirytusem nie należy do moich ulubionych niezależnie od miejsca jego wytwarzania.
Kolejna była Braga – miasto kościołów
i sanktuarium Bom Jesus do Monte.
Jednodniowy wypad do Santiago de Compostela zapewnił nam atrakcje w postaci uruchomionej kadzielnicy – Botafumeiro i świetnego hiszpańskiego jedzenia – ośmiornicy po galicyjsku i serów.
W Coimbrze obejrzeliśmy uniwersytet z przepiękną kaplicą i biblioteką, wysłuchaliśmy kolejny raz tradycyjnego Fado śpiewanego tam tylko przez mężczyzn w studenckich togach.
Dalej był zamek templariuszy w Tomar – monumentalna budowla.
Na koniec dnia dotarliśmy do Fatimy. Dawno się tyle nie modliłam, ale może modlitwy grzesznicy zostaną wysłuchane. Wieczorna procesja światła robi wrażenie niezależnie od mocy posiadanej wiary.
Następnie dwa opactwa diametralnie różniące się od siebie: Batalha – arcydzieło gotyku
i Alcobaca – surowa i prosta.
I wreszcie znowu wybrzeże Atlantyku – Nazare dolne z piękną plażą i knajpkami z owocami morza i Nazare górne na przerażającym klifie. Do tego mieszkanki Nazare w tradycyjnych strojach, czyli ośmiowarstwowych spódnicach do kolan.
Ostatni dzień miał być wolny, ale zaproponowano nam dodatkową wycieczkę na południu Portugalii. Wylot dopiero ok. 21-szej, więc z chęcią skorzystałam. Dzięki temu przegląd kraju był kompletny. Najpierw Lagos z przepięknymi formacjami skalnymi
i najpiękniejsza podobno plaża Praia da Rocha.
Generalnie było pięknie. Dobra praca pilotki. Największy minus, to serwowane kolacje, na których powtarzała się zupa z kapusty i budyniowy deser. Teraz pozostaje cieszyć się wspomnieniami i wracać do rzeczywistości.
To już kolejne miejsce. Przenoszę mojego bloga bo Onet likwiduje swoją platformę.
można komentować :)
A daily selection of the best content published on WordPress, collected for you by humans who love to read.
Longreads : The best longform stories on the web
The Art and Craft of Blogging
The latest news on WordPress.com and the WordPress community.