66.

„Znów przyjdzie maj, a z majem bzy…”

Rok 2012 jest kolejnym, który pędzi. Nie mam nawet czasu, aby zbyt często sprawdzać własny numer PESEL. Pytana o wiek muszę się zastanowić, a i tak, zupełnie niechcący, może się zdarzyć, że kogoś okłamię.

Intensywnie chadzam na szkolenia, przez to mniej intensywnie do pracy. Potem powrót wcale nie jest łatwiejszy. W weekend okazuje się, że i tak nie starczyło na coś czasu. Ogłosiłam chwilowy szlaban na kupowanie książek, bo powinnam zająć się nauką. A nawet czasopismo kupowane raz w miesiącu podczytuję nocą przed snem i chyba niewiele zapamiętuję z przeczytanych stron. Wczoraj w nocy przeczytałam, że kobieta po przekroczeniu 30-go roku życia przewartościowuje to swoje życie. Zmienia priorytety. Coś takiego przydarzyło się również mi. Wcześniej byłam z kimś, byle tylko nie być sama. Teraz jestem sama i nie chcę być z kimś, do kogo nic nie czuję. A nawet więcej, do kogo nie czuję czegoś specjalnego. Dane liczbowe pokazują, że mężczyzn jest mniej. Co oznacza wyższy popyt niż podaż, czyli walkę o towar. Biorąc pod uwagę, że gigantyczna większość nie nadaje się do niczego walkę oddaję walkowerem. Poza tym ja jestem starej daty i wyznaję zasadę, że inicjatywa należy do drugiej płci.

65.

Wyszedł mi filmowy weekend. Najpierw rosyjska komedia w oryginale. Potem „Nietykalni”. Genialne, pozytywne kino. I do tego francuskie. Dziś „Pogorzelisko”. I tu już nie było tak słodko. Trudno uwierzyć, że można mieć takie losy. Po jego obejrzeniu cieszę się, że mam nudne życie bez rodzinnych tajemnic. Czeka mnie teraz 3 dni szkolenia, a potem krótki, dwudniowy tydzień pracy i kilka dni bycia przewodnikiem. Muszę zacząć ćwiczyć wytrzymałość.

64.

Życie… Chyba najlepiej byłoby żyć bezrefleksyjnie. Ale się nie da. A przynajmniej nie zawsze się da. Lepiej jest nie zastanawiać się nad postępowaniem ludzi. Jak to zwykle bywa na początku kwietnia pojawiła się wiadomość od Doktora. Zaproponował „małą wódkę wieczorem”. Nie miałam ochoty ani na wódkę, nawet małą, ani na spotkanie z nim. Na szczęście na wieczór miałam bilety do teatru. Oczywiście nie uwierzył, że mam już plany. Musiałam napisać, że może sobie myśleć co chce. Oczywiście jego zdaniem, powinnam w podskokach radości zmienić moje plany, bo pan się raczył odezwać. Faceci… uważają, że kobiety są na zawołanie… Coraz częściej żałuję, że nie jestem lesbijką.

A sztuka była rewelacyjna. „Berek, czyli upiór w moherze” w teatrze Kwadrat, który na szczęście przejął lokal po dawnym teatrze Bajka. Dwie godziny dobrego śmiechu, genialne studium chrakterów geja i pani w moherowym berecie. Wspaniała rola Ewy Kasprzyk. Nie warto byłoby zrezygnować z tego przedstawienia dla mężczyzny.

63.

Jak weryfikują się marzenia?

Najpierw myśli się, że jak wszyscy, to ja też. Kościół pełen ludzi, biała długa suknia… Chociaż ja akurat tego nie pamiętam. Za to w dzieciństwie biegałam wokół domu w sukni ślubnej mojej mamy. Dom położony w oddaleniu od innych pozwalał na taką ekstrawagancję. Potem zmieniła się moda i wiedziałam, że do ślubu poszłabym tylko w mini sukience. Po pewnym czasie kościół zamienił się w USC na Starym Mieście, sukienka zmieniła kolor i fason na pastelowy i zwiewny, a liczba gości została zredukowana do pary świadków. Przejściowo pojawiała się jeszcze wersja z gronem najbliższych znajomych, ale to stwarzało ryzyko, że grono uczestników rozrośnie się niekontrolowanie. I z tego samego powodu nie ma na liście rodziny. Wielka impreza nie wchodziła w rachubę. Teraz zniknęli wszyscy. Wczoraj usłyszałam: „Dlaczego mężczyźni ciągle myślą, że muszą nam w czymś pomagać? Dlaczego nie mogą nam towarzyszyć, nas rozśmieszać?”