198.

Dwa tygodnie nie „wychodziłam” z drzewa genealogicznego. Na chwilę obecną ma 352 osoby. Reszta musi poczekać do świąt. Wpadłam w wir pracy – kolejny projekt wyciągający jak zwykle wszystkie siły i chęci. Wiosna jak zwykle przyszła pieszo, więc ja też nie miałam innego wyjścia niż sprzątanie balkonu po zimie i mycie okien. Kolejny rok z rzędu, jak wzorowa gospodyni domowa, mam umyte okna przed wiosennymi świętami. A najdziwniejsze jest to, że mnie to cieszy. Teraz czeka mnie zmiana komputera i może jeszcze kilka niespodzianek.

197.

Kilka lat temu pierwszy raz namówiłam mamę na pracę nad drzewem genealogicznym. Jest tyle ciekawych informacji, rodzinnych anegdot i historii. Powtarzam jej też, żeby spisała te opowieści, ale nie wykazuje chęci. W pewnym momencie praca nad drzewem została zawieszona, aż tu nagle w czasie ostatniej wizyty u rodziców dowiedziałam się, że moja praprababka miała na imię Eufemia, a prapradziadek – Filary. Mama rozmawiała ze swoim wujem i oto na drzewie pojawiło się kolejne pokolenie. Oryginalność imion przodków przywołała zapomniany temat i kolejne pytania. Po powrocie postanowiłam w jakiś sposób usystematyzować posiadane dane. Mam bowiem kopię drzewa rozrysowanego przez mamę kilka lat temu. Zainstalowałam program i zaczęłam wprowadzać dane. Dwa wieczory udało mi się wpisać wszystko z notatek mamy. Ponad 290 osób, a wiem, że wielu jeszcze brakuje. Braki są w poprzednich pokoleniach i w młodych pokoleniach. Mama używała czasem imion w zdrobnieniu, a nie w pełnym brzmieniu i czasem trudno jest się domyślić co to za imię. Brakuje dat i miejsc. Program daje też możliwość wpisywania ciekawych faktów z życia danej osoby. Muszę to dopracować, na tyle, na ile mi się uda, uzupełnić o dane, których nie aktualizowałam na moim drzewie i spróbować wyciągnąć od mojej mamy jak najwięcej dodatkowych informacji. To może być fascynujące, choć już wiem, że wiele informacji zniknęło wraz z ludźmi. Nie zamierzam przeszukiwać archiwów i ksiąg parafialnych, ale spróbuję zrobić to, co jest możliwe. A wracając do praprababki Eufemii – rozmawiając o niej w sobotni wieczór doszłyśmy do wniosku, że dobrze, iż mama nie znała jej imienia kiedy się urodziłam, bo kto wie jakie imię bym nosiła.