344.

Mijają kolejne tygodnie. Nic się nie zmienia, ale też nie dążę do zmian. Pewne pomysły pozostają w sferze pomysłów. I tyle. Myślę o mojej samotności. To zamknięty krąg. Zawsze byłam samotna. Zawsze było mi z tym źle. Jednocześnie samotność była i jest dla mnie bezpieczna, oswojona, znana. Byłam samotnym dzieckiem, samotną nastolatką a potem pracując też zawsze byłam trochę z boku – dobrze wybrany zawód. Nie potrafiłam i nie potrafię nawiązywać znajomości, zagajać rozmowy. Ciągle czuję się niepewnie, gdy muszę sama wejść do pomieszczenia gdzie już są zgromadzeni ludzie. Przez wiele lat, musiałam każdego dnia mierzyć się z koniecznością wyjścia do ludzi, poznawania nowych osób, stwarzania pozorów, że nie stanowi to dla mnie problemu. Teraz nie muszę. Dobrze mi z tym. Tylko właśnie ten krąg samotności szczelnie się teraz zamknął. Skoro nawet z przymusu nie spotykam ludzi, to jak mam wyjść z samotności? Czy ja tego w ogóle chcę? Wydaje mi się, że tak. Ale nie umiem. Znajomość tego stanu i względny komfort, obawa przed rozczarowaniem, przyzwyczajenie są silniejsze.