172.

Jeszcze tylko chwila i kolejny oddech. Nastąpiła fala awarii urządzeń mechanicznych. Najpierw telefon, potem TV, a wreszcie samochód. Niby taki zelektronizowany, a uszkodzenie wykryłam nosem. W pewnych sytuacjach w jego wnętrzu czuć było zapach benzyny. Okazało się, że to pęknięty przewód paliwowy. Dobrze, że zareagowałam. Jeżdżę teraz zastępczym. Znowu combi, którego nie lubię. Ale za to duży silnik diesla. Liczę, że w góry pojadę już swoim żuczkiem.
A tu znowu w najgorszym możliwym momencie odezwał się Doktor. Od 9 lat nie możemy się spotkać. Zawsze zjawia się w stolicy wtedy, gdy ja mam inne plany. W tym roku zapowiedział się dwa tygodnie wcześniej, a i tak się nie uda. Nawet wygospodarowałam godzinę, ale to za krótko na pofilozofowanie i pora mało odpowiednia. Chyba jednak nie tęskni za mną aż tak bardzo.

171.

DSCN2541

DSCN2596

DSCN2610

DSCN2716

DSCN2906DSpędziłam ostatni tydzień w Chorwacji, a konkretnie w Dalmacji. Dubrownik, wyspy i półwysep. Hvar, Mljete, Korczula, Bracz (pisownia taka, bo nie będę eksperymentować ze wstawianiem znaków) i kilka innych małych wysepek odwiedzonych lub opłyniętych. Świetna pogoda, przeczysta woda, piękne krajobrazy, wąskie drogi, małe miasteczka mocno urokliwe. Jeszcze niewiele ludzi. Dobre jedzenie. Do tego telefon zepsuty w połowie urlopu i już jest pełne oderwanie od rzeczywistości. Już myślę o kolejnym wyjeździe. Muszę tylko znaleźć odpowiednie towarzystwo, żebym znowu nie musiała części atrakcji zwiadzać sama i liczyć, że zdjęcie zrobią mi spotkani Azjaci.

170.

Odliczam godziny. Jestem zmęczona fizycznie, psychicznie też, ale utrzymuję się w niezłej kondycji stosując kilka zasad poznanych niedawno. Zdarzają się krótkie chwile załamania, ale naprawdę są króciutkie. W perspektywie słońce, wyspy, promy, zdjęcia, dobre jedzenie. Potem znowu kilka dni w pracy i znowu chwila oddechu. Nic się nie zmienia. Co kilka tygodni pojawia się nadzieja, ale na niej się kończy. Trzeba trwać.