130.

Słonce już dawno zaszło, ale noc nie przyniosła ukojenia. Wiatr unosi zasłonę sypialnianego okna, ale nie chłodzi nagiego ciała. Nawet poduszka jest za gorąca. Opadają umęczone powieki. Wznoszą się prośby o ochłodę deszczu. Nie ma galopady myśli. Tylko skóra próbuje wychwycić najlżejsze ukojenie.

129.

Widziałam wczoraj zdjęcie mężczyzny z jego dziesięcioletnią córką. Piękne. Widać na nim połowę jego twarzy i kawałek barków, widać, że leży na boku. Jego córka przytuliła głowę do jego głowy, jakby leżała w zagłębieniu jego szyi. Jej długie włosy opadły swobodnie zakrywając część jego głowy. Ich twarze zajmują całe zdjęcie i tylko gdzieś na samej górze przedarły się promienie słońca dopełniając informacji, że zdjęcie zostało zrobione na łonie natury. Zatytułował to zdjęcie „moje Wszystko”.

127.

Po raz pierwszy od wielu dni odpoczywam. Nic nie muszę zrobić, nic nie muszę zaplanować, o nikogo nie muszę się troszczyć. Delektuję się tą chwilą. Siedzę na balkonie. Patrzę na pomarańczowy krąg zachodzącego słońca. W oddali słychać jeszcze odgłosy miasta kończącego dzień. W górze z piskiem latają jerzyki . Sąsiedzi wyjechali i mam wrażenie, że mieszkam sama, że mieszkania wokół są puste. Nade mną właśnie przelatuje na niskiej wysokości duży samolot pasażerski w dziwnym kręgu podejścia do pasa od strony Ursynowa. Na bezchmurnym niebie widać go bardzo wyraźnie. Jeszcze chwilę temu czytałam długo wyczekiwaną trzecią część pewnej historii. Słońce skryło się właśnie za domami i robi się chłodniej. Niedługo noc.