372.

Od tygodnia prowadzę „fascynujące” rozmowy ze znajomymi i nieznajomymi o parametrach kotłów gazowych. Zostałam zmuszona do przypomnienia sobie tego, czego nauczyłam się ćwierć wieku temu i nigdy z tej wiedzy nie skorzystałam. Nawet na egzaminie z inżynierii procesowej ominęły mnie wymienniki ciepła. Zamiast tego dostałam najbanalniejsze pod słońcem zadanie z suszenia. A teraz wróciły: wymienniki, współczynniki przewodzenia, czynniki grzewcze, krzywe temperaturowe, straty ciepła, odzysk ciepła, konwekcja, przeliczenia kWh na m3. Do tego czujniki. Te inteligentne i te zupełnie nieinteligentne.  Aż strach pomyśleć, co jeszcze może człowieka „dopaść” po latach. Czy za rogiem nie czają się jakieś mikroorganizmy, których nazwa składa się z sześciu łacińskich słów i których przez te wszystkie lata nie udało się zapomnieć.

371.

Od pewnego czasu mówi się o kryzysie męskości. To kwestia bezdyskusyjna. Rozejrzyjcie się wokół siebie, a przestaniecie mieć wątpliwości (jeżeli jeszcze jakieś mieliście). Jest to efekt działania broni biologicznej. Zastosowanej przez kobiety. Ich matki, żony, dziewczyny i wszystkie inne. Kobiety od stuleci walczą o równouprawnienie, docenienie, uznanie ich głosu, ich praw, o traktowanie ich w sposób normalny. Zamiast tego nadal spotyka je dyskryminacja, poniżanie, wykluczenie, przemoc, niższe płace. Kandydat do pracy nieposiadający jakiejś umiejętności zatrudniany jest, bo ma potencjał. Kandydatkę w tej samej sytuacji odrzuca się, bo nie ma kwalifikacji. Mężczyźni wykazali się tak daleko idącą niefrasobliwością, że zrezygnowali z powszechnego kiedyś przejmowania wychowania chłopców, którzy osiągnęli pewien wiek. Zostawili to kobietom. Te więc postanowiły metodycznie, przez pokolenia, od wewnątrz zniszczyć wroga wychowując go na niesamodzielnego, dziecinnego mięczaka bez charakteru. Jednocześnie nieustając w walce o swoje prawa. Brawo siostry!

370.

Czytałam niedawno powieść historyczną o czasach Mieszka I i lekko późniejszych. Znalazłam tam opis pewnej sytuacji przed wojną. I aż się uśmiechnęłam. Minęło ponad tysiąc lat, a korporacje (w tym przypadku niemieckie) nadal działają tak samo. Jakbym to widziała. Cytat pochodzi z powieści „Harda” Elżbiety  Cherezińskiej.

„(…) – Żarcie okropne, ale wino niezłe. – Bolesław podniósł kielich.

– A narada wojenna kiedy? – spytał Sławnikowic.

– Niekoniecznie dzisiaj, przyjacielu. Może tak, a może jutro. No co się dziwisz? Witaj w wielkim świecie, Sobiesławie! Tutaj nie liczą się koszty i czas. Oto cesarstwo, kraina przekładania pergaminów, przystawiania pieczęci, robienia dobrej miny do kiepskiej gry. Ty i ja nie mamy na to czasu, ale trzeba znać zasady i grać według nich. Tu trzeba każdą rzecz przedyskutować, a to znaczy, że glos zabierze każdy, nawet ten, który nie wie, o czym będzie mówił.

– Chryste, Bolz! A kto będzie walczył z Wieletami, kiedy my tutaj, pod sztandarem wojny, będziemy radzić i robić miny?

Bolesław się zaśmiał i szepnął przyjacielowi na ucho:

– Dowództwo powierzyłem Zaradowi, a zwiad prowadzi Jaksa, wiesz, redarski wilk. Nie bój się. Moi ludzie pracują, podczas gdy my bierzemy udział w cesarskim widowisku. Z moimi są wojownicy margrabiego Miśni, Ekkeharda. To jedyny człowiek z tu zgromadzonych, o którym mogę powiedzieć „wódz”. Ale nie wygadaj się. To taka moja i Ekkeharda tajemnica. Billung dostałby ataku serca, gdyby wiedział, że Wieletów można dopaść nie w polu, lecz zaskoczyć w ich własnym obozie. Wszak od lat utrzymuje przed cesarstwem co innego. Napij się wina, rozluźnij i ucz, jak pracuje Rzesza. Choćby po to, byś nigdy własnym ludziom nie pozwolił na taką samą bzdurę. (…)”